Mające wejść w życie w grudniu nowe przepisy e-commerce, niezmiernie cieszą konsumentów, natomiast sprzedawców przyprawiają o nie jeden siwy włos. Do tej pory problemem było przystosowanie witryn do nowych regulacji, o czym zresztą niejednokrotnie na blogu pisałem. Wielu sprzedawców zauważa też inny problem – możliwość nadużywania większego prawa do zwrotu zakupów.
W myśl nowego prawa obowiązującego w handlu internetowym klient, od 25 grudnia tego roku (dnia, w którym przepisy wchodzą w życie), będzie mógł zwrócić zakupiony towar bez podania konkretnej przyczyny, w ciągu 14 dni od zakupu. Aktualnie okres ten jest o cztery dni krótszy. Ale nie samo jego wydłużenie stanowi problem dla e-sprzedawców. Bardziej chodzi o kwestie zwrotu pieniędzy. Regulacje mówią, że ten powinien nastąpić dopiero w momencie otrzymania przez właściciela sklepu towaru. Jest tam jednak pewna luka, w myśl której zwrot może mieć również miejsce, gdy sprzedawca otrzyma potwierdzenie nadania przesyłki. Problem w tym, że nie zawsze mamy pewność, co w tej przesyłce jest. Było w e-commerce kilka takich przypadków odesłania towaru innego niż ten kupiony.
Inną zagwozdką jest kwestia, oddawać pieniądze za użyty produkt, czy nie. Po 25 grudnia z przepisów e-commerce zniknie zapis, że poza uzasadnionymi przypadkami, towar musi być zwrócony w niezmienionym stanie. Teraz natomiast takiego przymusu nie ma. Jedyne co może przed tym powstrzymywać, to mniejsza kwota zwróconych pieniędzy. To klient bowiem ponosi koszta, za wszelkie uszczerbki na produkcie. Gorzej, jeśli dany produkt już nie jest zdatny do powtórnej sprzedaży, ze względów np. higieny. W myśl prawa nawet część kwoty trzeba zwrócić i jako sprzedawca być stratnym.
Pozostaje chyba tylko liczyć na zdrowy rozsądek polskich klientów e-commerce, którzy będą czerpać radość z samych zakupów, a nie ich wielokrotnego zwracania.