Niemcy to kraj słynący z zamiłowania do porządku. Tak głosi stereotyp, ale od czasu do czasu dochodzą do nas z tego kraju przesłanki, że istnieje w nim ziarnko prawdy. Jedną z nich jest pomysł urzędników Niemieckiej Federalnej Agencji Pracy, która chce wziąć pod lupę osoby dokonujące transakcji na portalach aukcyjnych.
Pomysł jest kontrowersyjny nie tylko dlatego, że ociera się o naruszanie swobód obywatelskich, ale również ze względu idących za nim konsekwencji. Ma on bowiem najbardziej uderzyć w osoby bezrobotne pobierające zasiłek. Jeśli według przeprowadzających kontrolę będą oni “niewłaściwie” korzystali ze stron aukcyjnych, mogą pożegnać się ze wsparciem finansowym od Państwa. Wraz z powstaniem owej idei pojawiły się głosy określające całą akcję jako monitorowanie czy śledzenie. Sami urzędnicy mocno odcinali się od takich sformułowań twierdząc, że kluczowym celem projektu jest “stworzenie podstaw prawnych do gromadzenia danych z internetu”. Tłumaczą także, że jeśli sfinalizują swój pomysł, będzie to z korzyścią dla niemieckich podatników. Według ich danych, co roku przez niewykazywanie wpływów z handlu internetowego, skarb państwa traci około 10 milionów euro rocznie.
Trzeba jednak zauważyć, że ten kontrowersyjny pomysł wcale nie jest nowością. Handel w sieci brany był pod lupę również w Polsce, w takich miastach jak Wrocław czy Bydgoszcz. W wypadku Niemiec miałoby to jednak przyjąć wymiar ogólnokrajowy.