Dodany przez
Pod koniec ubiegłego roku doczekaliśmy się wprowadzenia w Polsce nowych przepisów e-commerce. Tym samym regulacje dotyczące tego sektora w naszym kraju, ujednoliciły się z tymi z pozostałej części Unii Europejskiej. Temat ten był już poruszany na niniejszym blogu wielokrotnie, ale warto go nieco odświeżyć niemal dwa miesiące, po wprowadzeniu nowego prawa. Co zyskaliśmy jako klienci, a na co trzeba uważać?
Nowe regulacje w e-commerce od samego początku określano, jako wielkie udogodnienie dla kupujących. Jest w tym dużo prawdy, ponieważ w ich myśl zyskali oni wiele nowych przywilejów. Przede wszystkim wydłużył się czas, w którym można odesłać zamówiony produkt bez podawania przyczyn. W praktyce wygląda to tak, jakbyśmy kupowali rzeczy w sklepie stacjonarnym. Możemy bowiem na spokojnie obejrzeć produkt i w razie niespełniania przez niego naszych wymagań, oddać go. Oczywiście otrzymując z powrotem wydane na niego pieniądze. Mamy również dostęp do szerszej liczby informacji. Czarno na białym przedstawiona jest pełna cena produktu, zasady jego wysyłki, koszty zwrotu, termin odstąpienia od umowy, itd. W wypadku kupowania produktów elektronicznych, otrzymamy również informacje od sprzedawcy, dotyczące ich funkcjonowania i chronienia.
Wszystko jak na razie wygląda pięknie, ale warto pamiętać, że przepisy te nie zostały skonstruowane, żeby pogrążyć e-sprzedawców. Właściciele sklepów internetowych mają szereg wymagań do spełnienia, ale nie jest też tak, że ich klienci mogą robić co im się żywnie podoba. Przykładowo w wypadku zwrotu uszkodzonego produktu, koszta związane z wyrządzonymi szkodami ponosi klient. Nawet jeśli odeśle rzecz w ciągu przepisowych 14 dni, kiedy to można to uczynić za darmo. Poza tym, przy tak klarownych przepisach, trudno będzie zganić jakieś niedogodności związane z realizacją zamówienia na sprzedawcę. Oczywiście, jeśli wina leży ewidentnie po jego stronie, zawsze można odwołać się do pomocy UOKiK. Oby trzeba było to robić jak najrzadziej, a najlepiej wcale.