„In-store tracking” to metoda używana przez sprzedawców e-commerce, na zbieranie danych i obserwowanie zachowań zakupowych swoich klientów. Pozwala im ona na optymalizowanie swoich ofert „pod” potencjalnego nabywcę, co jest też korzyścią dla niego. Czy jednak klienci na pewno widzą to w ten sposób?
Jak dowodzą najświeższe badania na temat tego nurtu e-commerce przeprowadzone w USA, to nie do końca prawda. Wynika z nich, że klienci e-sklepów wcale nie życzą sobie, by ich śledzono. A przynajmniej nie bez ich zgody. Aż 88% przebadanych konsumentów zadeklarowało, że zabiegi pokroju „in-store tracking”, są niedopuszczalne. Nie zmieniliby zdania nawet w momencie, gdy miałyby one oznaczać poprawę jakości świadczonych usług. Jeszcze mocniejszym ostrzeżeniem dla zajmujących się handlem online, jest wynik odpowiedzi na pytanie, czy klienci chętnie robiliby zakupy w sklepach, pozyskujących dane w ten sposób. Negatywnie odpowiedziało na nie 44% badanych.
Czym dyktowane jest takie surowe podejście do „in-store tracking”? Większość badanych odpowiadało, że obawia się o bezpieczeństwo swoich danych (69%). Niewiele mniej twierdzi, że najzwyczajniej w świecie, nikt nie ma prawa ich śledzić bez ich wyraźnej zgody. Trzecim najpopularniejszym argumentem było stwierdzenie, że takie metody przynoszą korzyści jedynie sklepom, a nie konsumentom.
Okazuje się jednak, że gdyby takie korzyści dla klientów były namacalne, część z nich byłaby skłonna przymknąć oko na odzieranie ich z prywatności przez „in-store tracking”. Wystarczy, że właściciele e-sklepów, zaoferowali w zamian rabaty cenowe, gratisy, czy możliwość wygrania nagrody. Takich odpowiedzi udzieliło odpowiednio 61%, 53% i 28%.
Dodajmy, że w badaniu wzięło udział tysiąc respondentów.